Po raz pierwszy pojechałam na cmentarz w przeddzień Wszystkich Świętych. Korzystając z uprzejmości onko siostry, która ma bliskich na tej samej nekropolii, zabrałam się samochodem z nią, jej bratem i bratową. Wzięłam ze sobą trzy większe znicze, zapaliłam je, porozmawiałam sobie z Tatą, a wróciłam sama, autobusem.
Patrząc na groby oraz kolumbarium miałam nieodparte wrażenie, że większość ludzi odwiedziła już zmarłych, gdyż cały cmentarz był rozświetlony przez płomienie palących się lampek.
Trzy czerwone światełka dla Taty...
Mąż z Mamą pojechali rano na grób dziadków. Ja zostałam w domu. Potem zjedliśmy razem obiad w kawalerce. Teraz oboje są w drodze do Taty.