Nie byłam na grobach ani wczoraj, ani dzisiaj. Z trzech powodów.
Pierwszym są gojące się blizny po usunięciu portu, które szczególnie mocno dają się we znaki w środkach komunikacji przy jakiejkolwiek nierówności nawierzchni, powodując uczucie rozchodzenia się szwów.
Drugim są uderzenia gorąca, przytrafiające się najczęściej w zamkniętych miejscach, co mogłoby skutkować przegrzaniem, potem przewianiem, a na koniec przeziębieniem, którego przed operacją powinnam unikać.
Trzecim są paznokcie u stóp (a zwłaszcza dwa), które na skutek chemioterapii są tak osłabione, że wystarczyło jedno uderzenie o sofę, by podniosły się one do góry i zaczęły ruszać, a każdy krok powoduje ból.
Przed zabiegiem Mąż zrobił zdjęcie blizn. Po usunięciu portu sama pstryknęłam fotkę. Kolejne siniaki i krwiaki do kolekcji.
Ale - dla równowagi - żeby nie było tak boleśnie i smutno, w czwartek rano, po raz pierwszy w życiu dostałam od Dyrektora Wykonawczego tulipany w pięknym kolorze. Uwieczniłam ich trzydniowy rozkwit.