Krótkie dni, długie wieczory... Nie lubię listopada. Chyba nigdy go nie lubiłam. Szaro, buro, ponuro, mokro, wietrznie i chłodno. Te trzy ostatnie akurat lubię, ale w połączeniu z trzema poprzednimi stanowią dla mnie kombinację nie do przyjęcia.
Sobota zakupowa bym powiedziała. Głównie w wydaniu Męża, bo ja poszłam jedynie do apteki odebrać internetowe zamówienie. Dyrektor Wykonawczy rankiem obskoczył osiedlowe sklepy, a potem jeszcze udał się po lidlowskie produkty. No i zawiózł Mamie wszystko, co było jej potrzebne. Teraz relaksuje się w kinie, by zaraz po skończeniu seansu, razem ze mną, wybrać się po biedronkowe zakupy.
Pozostając w temacie, pochwalę się naszymi nowymi nabytkami, które są absolutnym strzałem w dziesiątkę.
Najpierw coś dla Malucha - transportówka - w razie nagłych wypadków - żeby nie stresować ptaszka wsadzaniem do ciemnego i ciasnego pudełka. Dwa poidełka, żerdka, kratka na spodzie, otwierana z dwóch stron, z rączką oraz otworami.
Jako że nie przepadam za prasowaniem, a raczej za wyciąganiem żelazka oraz deski, od pewnego czasu rozglądałam się za szczotką parową. W końcu zrobiłam rozeznanie w sieci i oto jest. Przetestowałam na najbardziej pogniecionej bluzce i działa.
Na odporność i dla zdrowotności, czyli trzy syropy - z malin, z czarnego bzu i mój absolutny faworyt - z imbiru.
Nie byłabym sobą, gdybym nie spełniła swojej kobiecej zachcianki i małego marzenia o perłach. Co prawda to tylko perły Majorka, ale za to trójkolorowe i też ładne.
Hitem ostatniego tygodnia jest forma do pieczenia z plastikową pokrywką i rączkami. Idealna do przykrycia ciasta, ale przede wszystkim do jego przenoszenia.