Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 17 listopada 2019

2902. Niedziela

Dzisiaj - na moją wyraźną prośbę - Mąż ogolił mi głowę maszynką. Co prawda nie na przysłowiowe zero, ale na dwa milimetry, więc w sumie prawie na jedno wychodzi. Denerwowały mnie nierówno rosnące włosy, a że za tydzień będę się szykować na operację, chciałam jako tako wyglądać.

Korzystając z ładnej (i wcale nie listopadowej) pogody wybraliśmy się na spacer. Trochę pochodziliśmy, trochę posiedzieliśmy na ławce, wygrzewając się w słoneczku. Poobserwowaliśmy też łabędzia podczas toalety.


Nie wiem co, ale ewidentnie coś z jedzenia mi nie posłużyło, bo już podczas spaceru czułam się dziwnie. Po powrocie do domu położyłam się na sofie w pokoju, ale potem wstałam, zjadłam obiad, wypiłam zieloną herbatę i było w miarę dobrze.

Dyrektor Wykonawczy poszedł do kościoła, a ja odpaliłam sobie Mszę Świętą z laptopa. Kiedy Głos Rozsądku wrócił, czułam się coraz gorzej. Przede wszystkim było mi niedobrze, miałam rozwolnienie i straszne dreszcze. Leżałam przykryta dwoma kocami, ubrana w spodnie, sweter, bluzę i koszulkę, a na stopach miałam grube skarpety, a i tak się trzęsłam. Termometr pokazał 35,2 stopnia.

Na szczęście po którymś tam z kolei pójściu do toalety i wypiciu dwóch gorzkich herbat, poprawiło mi się na tyle, że teraz spokojnie mogę siedzieć i pisać tę notkę. Mąż się śmieje, że przeszło mi, kiedy zaproponował, że zadzwoni do mojego klasowego kolegi po radę.