Za oknem prawdziwie listopadowa pogoda - szaro, pochmurno, wietrznie, wilgotno, posępnie i złowieszczo. Wyszłam z domu tylko po promocyjne opakowania zestawów herbat - przydadzą się na małe upominki dla dobrych ludzi.
Byłam co prawda umówiona na dziś z koleżanką, lecz napisała do mnie SMS, że jej córka wróciła ze szkoły z biegunką i wymiotami, więc obie uznałyśmy, że nie będziemy w takiej sytuacji ryzykować spotkania.
Zarażenie się czymkolwiek tuż przed operacją jest ostatnią rzeczą jakiej mi teraz potrzeba. Po tym wszystkim, co do tej pory przeszłam, wolę być ostrożna i dmuchać na zimne.
Chce mi się już grudnia i świąt. Chce mi się choinki, bombek, łańcuchów i całej tej otoczki. Z uśmiechem i radością przeglądam ulotki różnych sklepów. Zapragnęłam nawet skarpetek ze świątecznymi motywami oraz sukienki, która u mnie sprawdzi się jako tunika lub dłuższy sweter.
W domu rozpoczęliśmy już sezon "nie rusz, to na święta" - najpierw pojawił się przysmak Męża, czyli ćwikła z chrzanem, a potem coś, co lubię ja, czyli słoiczek kurek. Jest również butelka czegoś, czym świętować będziemy nadejście Nowego Roku.