W liceum byłam w klasie matematyczno-fizycznej, więc po części nie miałam większych trudności z dzisiejszym podsumowaniem. Tak sobie bowiem pomyślałam, że dla własnej, ale i może Waszej ciekawości, podliczę przez co do tej pory przeszłam. Odrobina statystyki, ot co...
Jedna mammografia, jeden RTG klatki piersiowej, jedno USG jamy brzusznej, jedna wizyta u internisty, jedna wizyta u endokrynologa, jedno badanie moczu, jedno konsylium lekarskie.
Dwie biopsje, dwa rezonanse magnetyczne piersi z kontrastem, dwa USG transwaginalne, dwie wizyty u kardiologa, dwie wizyty u psychiatry, dwie wizyty u ginekologa, dwie pęknięte żyły.
Trzy pobyty na sali operacyjnej (implantacja portu naczyniowego, plastyka cewnika portu, usunięcie portu), trzy różne antybiotyki w związku z problemami z zakażeniem portu, trzy wizyty u genetyka.
Cztery USG piersi, cztery czerwone chemie podane przez wenflon.
Pięć zastrzyków Herceptyny.
Siedem wizyt u psychoonkologa.
Osiem EKG.
Dwanaście białych chemii podanych przez port naczyniowy.
Trzynaście wizyt u pięciu różnych chirurgów.
Szesnaście chemii.
Osiemnaście wizyt u czterech różnych chemioterapeutów, osiemnaście wizyt u dwóch różnych anestezjologów.
Dwadzieścia dwa pobrania krwi.
Czterdzieści cztery zastrzyki w brzuch.
Ponad czterdzieści osiem godzin spędzonych na fotelu podczas tankowania szesnastu chemii.
Pięćdziesiąt sześć tabletek trzech różnych antybiotyków zażytych w pięć tygodni.
Ponad dwa tysiące dwieście złotych wydanych na leki, maści, żele, aerozole, krople, zastrzyki, globulki, suplementy diety, gaziki, plastry, strzykawki, środki dezynfekcyjne oraz inne apteczne "gadżety".
Jak na osiem miesięcy to chyba całkiem imponujące dane?