Wróciłam. Cała i (w tym miejscu nie napiszę, że zdrowa, bo nawet jeszcze nie mogę powiedzieć, że wyleczona) bez guza w piersi.
Jutro (bo dziś jestem zmęczona nadmiarem wrażeń i ogromnym stresem) zdam szczegółową relację. Teraz napiszę jedynie, że wczoraj Ktoś nade mną czuwał - Bóg, Anioł Stróż, Święta Agata...
Gdyby nie przypadkowa obecność (choć dla mnie to nie przypadek, lecz przeznaczenie) jednej lekarki, albo nie zostałabym zoperowana, albo nie byłoby mnie już wśród żywych...
Wizerunek Świętej Agaty, zakupiony u Graszki, czekał na mnie w domu.