Noc ze środy na czwartek nie należała do najłatwiejszych. Nie mogłam się ułożyć, żeby nie bolała mnie operowana pierś. I tak źle, i tak niedobrze... Szew ciągnął, a ja miałam wrażenie, że ktoś tnie mi ciało żyletką.
Rano wzięłam prysznic, a Mąż zmienił mi plaster po drenie pod pachą. Zmyłam z siebie większość pozostałości po żółtej cieczy, jaką mnie wysmarowali na bloku.
Codziennie około dziesiątej rano Dyrektor Wykonawczy robi mi przeciwzakrzepowy zastrzyk w brzuch. I tak przez dwadzieścia dni - aż do 16. grudnia włącznie. Dwa razy dziennie łykam też po tabletce przeciwbólowej.
Bez przerwy, poza prysznicem, noszę bezszwowy i bezfiszbinowy biustonosz. I dzięki temu czuję się o wiele lepiej, bo pierś jest "w ryzach" i mniej pobolewa.
Jak szew się wygoi, powinna pozostać jedynie dłuższa pozioma blizna od zewnętrznej ćwiartki prowadząca aż pod pachę. Wszystko zależy od tego jak moje ciało będzie ze mną współpracować.
Miejsce po usunięciu portu wygląda bardzo ładnie - jeszcze kilka opatrunków i rana się zabliźni. Oby, bo ile można?
Wczoraj, podczas śniadania, Mąż zauważył, że moja prawa powieka lekko krwawi. Od kilkunastu dni swędziały mnie obie powieki. W aptece pani farmaceutka poleciła żel do smarowania, ale chyba nie do końca się sprawdził, choć na początku przynosił mi ulgę.
Chemioterapia wysuszyła mi skórę i śluzówkę, więc podejrzewam, że ucierpiały na tym również moje oczy...
Trochę się przestraszyłam i zadzwoniłam do okulisty z pytaniem czy mnie przyjmie tego samego dnia. Był tylko jeden wolny termin, więc nie zastanawiałam się nawet i poprosiłam o jego rezerwację.
Pojechaliśmy do galerii, kupiliśmy kurki i opieńki na święta, a także marynowaną dynię dla mnie i paprykę dla Dyrektora Wykonawczego. Wzięliśmy też na wynos zestaw sushi, które zjedliśmy w ramach piątkowego obiadu.
Potem udaliśmy się do okulisty. W cenie wizyty były różne badania - pomiar ciśnienia wewnątrzgałkowego, pachymetrii (grubość rogówki), refrakcji, keratometrii, badanie przedniego odcinka oka i dna oka oraz dobór okularów.
Nie znam się na tych skrótach i cyferkach, ale pan doktor ze zdumieniem stwierdził, że nie pamięta kiedy miał pacjenta z tak dobrym wzrokiem. Wszystkie testy przeszłam śpiewająco.
Okularów do chodzenia nie potrzebuję, a w kwestii tych do czytania nic się nie pogorszyło - dwa plusy są wystarczające.
Na swędzące powieki dostałam próbki dwóch różnych emulsji - do zakrapiania i do smarowania. Żelu, poleconego przez farmaceutkę, mam już nie używać.
Okulista wypisał receptę na maść ze sterydem i antybiotykiem, którą wykupiłam w aptece.
Korzystając z okazji, spytałam go także o nawilżanie oka. Polecił mi dokładnie te same krople (kolejna próbka), jakich używam na co dzień od ubiegłego roku.
A najlepsza informacja, jaką usłyszałam, była taka, że rośnie mi "gąszcz rzęs", jak to doktor określił. Nawet zrobił zdjęcie powiek i pokazał na dużym monitorze. "Na święta będzie Pani miała rzęsy" - dodał.
Po narkozie wypadły mi bowiem resztki brwi (zostały dosłownie pojedyncze, króciutkie włoski) oraz prawie wszystkie niedobitki rzęs - poza jedną długą i czarną na lewej górnej powiece - ze starych "zapasów" przed chemioterapią.