Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 12 grudnia 2019

2925. Przede mną

Mimo iż bardzo sprawnie poszło mi dzisiaj załatwienie kilku rzeczy na onkologii, i tak spędziłam tam ponad trzy godziny. Bo tu trzeba poczekać, tam trzeba poczekać, a czas biegnie nieubłaganie. 

W sekretariacie chirurgii odebrałam oficjalny i papierowy wynik badania histopatologicznego guza oraz węzła wartownika.

Pokazałam się chirurgowi w gabinecie zabiegowym, gdzie pielęgniarka, choć próbowała w trzech różnych miejscach, nie ściągnęła ani jednego mililitra chłonki, więc pełen sukces.

Byłam także na konsylium, na którym ten sam, co w maju lekarz nie powiedział mi nic innego, czego bym do tej pory nie wiedziała, czyli jak będzie wyglądać dalsze leczenie.

Z moim serdecznym kolegą radioterapeutą telefonicznie umówiłam się na wizytę w najbliższy wtorek. Tego samego dnia mam również spotkanie z panią doktor rehabilitant, która da mi skierowanie na konkretne zabiegi.

Na korytarzach natknęłam się na jedną znajomą poznaną na chemii oraz na trzy inne, z którymi leżałam na oddziale.

Dostałam bieżącą dokumentację medyczną, a w niej szczegółowe informacje dotyczące pobytu w szpitalu - opis operacji, Okołooperacyjną Kartę Kontrolną oraz Kartę Znieczulenia. Dzięki nim wiem, że zabieg trwał pięćdziesiąt minut (od 16:30 do 17:20).

Przede mną radioterapia, kontynuacja zastrzyków Herceptyny (zostało ich jeszcze dwanaście) oraz dziesięcioletnia hormonoterapia Tamoxifenem. W międzyczasie rehabilitacja, a najprawdopodobniej w maju 2020 - o ile nic się nie zmieni - laparoskopowe usunięcie jajników.