Kilkanaście dni temu kupiłam sobie chyba najbardziej kiczowaty sweter świąteczny - nie dość, że z choinką, to jeszcze na dodatek ze świecącymi diodami reagującymi na ruch (na zdjęciu tego nie widać).
Mąż nie może patrzeć na te mrugające kolorowe światełka, a ja się bezczelnie śmieję, bo odczuwam nieopisaną wręcz dziecięcą radość zakładając ten sweter.
Dopiero zaczyna do mnie docierać jak długą drogę pokonałam do tej pory - szczególnie kiedy moim szczęściem cieszą się bliżsi i dalsi znajomi (wśród nich również lekarze).
Jestem przepełniona wdzięcznością za to, że mam siłę przejść na piechotę przez całe miasto; że mam apetyt; że szew na piersi coraz mniej ciągnie; że rosną mi włosy; że mam coraz wyraźniejsze brwi i rzęsy; że potrafię być uważna na to, co mnie spotyka i doceniać to, co mam...