Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 20 grudnia 2019

2934. Zdrowa radość

We środę moje lewe oko, a konkretnie coś czerwonego, co pojawiło się pod dolną powieką, skutecznie zmotywowało mnie do odwiedzenia gabinetu okulistki. Nowy twór okazał się być gradówką, która lubi ciepło. Trzeba jej go dostarczyć, a wtedy jest spora szansa, że mnie wreszcie opuści.

Maść z antybiotykiem i sterydem miałam w domu - tę samą, co w przypadku swędzących powiek. Zakupiłam jedynie specjalną rozgrzewającą maseczkę na oczy, którą dziś rano przetestowałam po raz pierwszy. Wyglądam w niej jak kosmita, ale kto by się tym przejmował.




Wczoraj uaktualniłam kalendarium wizyt lekarskich. Styczeń i luty są wypełnione po brzegi. Jeśli znajdzie się dzień, w którym nie będzie mnie na onkologii, mogę mówić o wyjątku potwierdzającym regułę.

Sprawdziłam (z ciekawości, bo lubię wiedzieć) ile kosztował mój pobyt w szpitalu. Wyszła niezła sumka...


Dzisiaj jest fajny dzień. Mąż poszedł wcześniej do pracy, bo wieczorem ma firmową wigilię w restauracji. Skoro on będzie świętował i ucztował, nie chciałam być gorsza i zamówiłam sobie sushi, po które pojechałam do galerii.


Jak już znalazłam się w tym "przybytku rozkoszy" w jednym sklepie zakupiłam kolorowe markery, w drugim grafitowo-srebrną spódnicę, a w trzecim pasujące do niej kozaki w pięknym i rzadko spotykanym ciemnografitowym kolorze. Buty były przecenione na PLN 69,99 - oficerki, pod samo kolano, na suwak, z maskowanym sznurowaniem z tyłu. Pasują i do sukienki, i do spódnicy, i do spodni, które miałam na sobie podczas ich mierzenia.

Po dotarciu do domu okazało się, że ZUS zrobił mi przedświąteczną niespodziankę przelewając kwotę świadczenia rehabilitacyjnego za grudzień już dzisiaj.

A potem zadzwoniła Mama i powiedziała, że kurier właśnie dostarczył do niej zamówioną u Graszki deskę z pęczkami lawendy, którą zawieziemy z Dyrektorem Wykonawczym do Wrocławia jako prezent dla koleżanki.

W galerii spotkałam znajomą psycholog, która dała mi jasno i wyraźnie do zrozumienia, że nie zna nikogo, kto ma takie podejście do choroby jak ja. To miłe, aczkolwiek jak tak sobie wczoraj siedziałam i czekałam w kolejce pod gabinetem chirurga, odniosłam wrażenie, że inne panie miały podobne do mojego nastawienie. Jest nas na pewno więcej, co cieszy, stanowi ogromne wsparcie i jest źródłem nadziei.