Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 22 lutego 2020

2994. Pamiętaj

Wczoraj minęło jedenaście miesięcy od czasu, kiedy z wynikiem mammografii oraz USG weszłam do gabinetu chirurga i usłyszałam od niego, że na 99 % mam raka. Przedstawiony tamtego dnia plan leczenia wydawał mi się niewyobrażalnie długi.

Szesnastego lutego minęło dziewięć miesięcy od czasu pierwszego wlewu, czyli od rozpoczęcia leczenia, którego ostatni etap zakończyłam właśnie dzisiaj. W sumie dziewięć miesięcy i sześć dni obejmujących chemioterapię, operację, rehabilitację i radioterapię - tyle za mną.

Co mnie jeszcze czeka? 

Dziewięć zastrzyków Herceptyny, operacja usunięcia jajników oraz dziesięcioletnia doustna kuracja Tamoxifenem. W międzyczasie badania kontrolne, jak choćby najbliższy kwietniowy MR, mający na celu wyjaśnienie charakteru podejrzanej zmiany wykrytej w prawej piersi na początku listopada 2019.

Jestem z siebie dumna i szczęśliwa, że dałam radę. 

Czuję się bardzo dobrze - zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Zaczerwieniona po radioterapii pierś zblednie z czasem, minie też jej przeczulenie na dotyk.

Najważniejsze jest to, że żyję. 

Za każdym razem kiedy idę na przystanek mam do pokonania rząd schodów - dwa stopnie, chodnik, siedem stopni, chodnik, pięć stopni, chodnik, siedem stopni, chodnik, szesnaście stopni - razem trzydzieści siedem stopni.

Pamiętam jak w trakcie brania antybiotyków przy problemach z portem byłam tak słaba, że musiałam robić kilka przerw, by pokonać tamte schody. Teraz prawie po nich wbiegam na górę.

To właśnie te stopnie są dla mnie symbolem pokory, ale i miarą siły. Ilekroć po nich stąpam, nie zapominam o tym jak bardzo było mi ciężko, ale jednocześnie dziękuję Bogu, że mimo wszystko się nie poddałam.