Podczas gdy ja w sobotnie przedpołudnie byłam wystawiona na promieniowanie akceleratora, Mąż w tym samym czasie asystował swojemu koledze z pracy, który zawiesił na ścianie ułożone przeze mnie ogromne puzzle, a także zamocował na suficie nowy żyrandol.
Dyrektor Wykonawczy wyniósł potem do piwnicy kilka niepotrzebnych w mieszkaniu rzeczy, tym samym robiąc miejsce na nasze klamoty, które będziemy mieli gdzie przetransportować w trakcie przeprowadzki.
Siedząc na wersalce, we troje zjedliśmy razem obiad, wypiliśmy kawę i wróciliśmy z Głosem Rozsądku do kawalerki, po drodze robiąc biedronkowe zakupy spożywcze.
Chcieliśmy dziś uczcić zakończenie wczorajszej radioterapii uroczystym obiadem w restauracji, ale postanowiliśmy przełożyć te "obchody" na najbliższą sobotę. W ramach "wietrzenia magazynów" Mąż ugotował pyszną krupnikowo-grochówkową zupę, a na drugie danie zaserwuje spaghetti z tuńczykiem i pastą bakłażanową z suszonymi pomidorami.
Jutro mam dzień urlopu od ciężkiej pracy nad zdrowieniem. W związku z powyższym nie zaszczycę swoją obecnością murów onkologii. Wybierzemy się za to z Dyrektorem Wykonawczym po lidlowskie przysmaki, gdyż w poniedziałek zaczyna się tam włoski tydzień i jest kilka pyszności, na które mamy ochotę.
Obiecałam też sobie, że wreszcie zrobię porządek z ubraniami i butami - tym razem czeka mnie prawdziwe wietrzenie szafy, bieliźniarki i pawlaczy. Głos Rozsądku zalecił również zgranie zawartości starego dysku na nowy, więc zajmę się i tą czynnością.