Zjadłam śniadanie, wstawiłam i rozwiesiłam cztery prania, wykąpałam się, zjadłam drugie śniadanie i obiad, po czym dopiero pojechałam na onkologię. Na miejscu byłam tuż po wpół do drugiej, a i tak na swoją kolejkę pod gabinetem chirurga czekałam dwie godziny czterdzieści minut. Następnym razem wybiorę się jeszcze godzinę później.
Doktor na widok mojej piersi po radioterapii zażartował: "nieźle panią tam opalili". Obejrzał opuchliznę pod pachą (bałam się, że zbiera mi się chłonka) i stwierdził, że to obrzęk po napromienianiu. Na rehabilitacji dadzą sobie z nim radę.
Wyszłam uspokojona i zadowolona. Po powrocie do domu, przez e-rejestrację, umówiłam się do lekarza na 14. maja. Będę już wtedy po rezonansie piersi i po operacji usunięcia jajników.
Jutro mam wizytę u chemioterapeuty i dziesiąty zastrzyk Herceptyny. Odwiedzę też swojego serdecznego kolegę radioterapeutę. Spotkam się także z dwoma "towarzyszkami niedoli" - już się cieszę, że je obie zobaczę.