Jestem w grupie ryzyka jeśli chodzi o możliwość zarażenia koronawirusem - klik. Zakończenie chemioterapii i radioterapii oraz operacja - choć są szczęściem w nieszczęściu - nie oznaczają i nie gwarantują, że mam odporność zdrowego człowieka. Poza tym, wciąż dostaję zastrzyki z Herceptyny i w związku z tym (oraz innymi badaniami i wizytami) muszę regularnie pojawiać się na onkologii.
Podczas dzisiejszej rehabilitacji dowiedziałam się, że od poniedziałku - najprawdopodobniej - zamkną zakład, gdyż większość fizjoterapeutów będzie siedzieć w domu z dziećmi, które nie chodzą do szkół i przedszkoli.
Słuchając zalecenia swojej rehabilitantki zakupiłam specjalną taśmę, którą mam być jutro oklejona na pięć najbliższych dni. To jest właśnie odpowiedzialność fizjoterapeutki za pacjenta - żeby nie zostawić mnie bez pomocy skoro stracę pięć zabiegów Hivamatem.
Mam nadzieję, że w piątek wreszcie zastanę w sklepie medycznym zamówiony uciskowy rękaw profilaktyczny. Mam go nosić na co dzień, gdyż - niestety - po radioterapii zrobił mi się obrzęk limfatyczny i jeśli nie będę działać, może być coraz gorzej, a tego nie chcę.
Jestem daleka od paniki oraz ulegania jakiejkolwiek psychozie, ale przyznam, że z przerażeniem/niedowierzaniem/zdumieniem* (*niepotrzebne skreślić) patrzę na pewne zachowania ludzi w obliczu zagrożenia koronawirusem.
Nie śmieszą mnie internetowe memy, nie znajduję w nich nic zabawnego. Nie rozumiem nagłego kupowania hurtowych ilości jedzenia i środków czystości. Nie pojmuję bezmyślności tej części młodzieży, która zamiast zostać w domu, idzie w miasto.
Mam wrażenie, że większość ludzi albo nie chce albo naprawdę nie widzi do czego mogą doprowadzić takie działania. Wirus się rozprzestrzenia, a jego nosicielem (nawet o tym nie wiedząc) może być każdy.
Jeśli o mnie chodzi, postanowiłam wszystkie wyjścia z domu ograniczyć do niezbędnego minimum. Najchętniej przez najbliższe tygodnie w ogóle bym go nie opuszczała, ale w związku z leczeniem jest to niemożliwe.
Przyznam, że lęk przed koronawirusem jest u mnie nieporównywalnie większy niż lęk przed rakiem, bo tym ostatnim ani się od nikogo nie zaraziłam, ani sama nikogo nie zarażę. W przypadku tego pierwszego jest całkiem inaczej, gdyż w grę wchodzi coś więcej - odpowiedzialność za zdrowie i życie innych.
Boję się o siebie, ale boję się także o najbliższych - o Męża i Mamę, która mając 76 lat i chorując na nadciśnienie, również jest w grupie największego ryzyka. Boję się też o znajomych i sąsiadów. Boję się o personel medyczny. Boję się tak naprawdę o wszystkich ludzi.
Ten czas, który nadchodzi, będzie najlepszym sprawdzianem z naszego człowieczeństwa - czy będziemy nieodpowiedzialnymi egoistami, czy też pozostaniemy uważni na innych.