Od najbliższego poniedziałku zawieszone są zabiegi rehabilitacyjne na onkologii. Decyzja jak najbardziej słuszna - w trosce o życie personelu i pacjentów. Spośród tych ostatnich jednak nie wszyscy rozumieją powagę sytuacji.
Sama byłam świadkiem jak jedna kobieta wykłócała się z szefową zakładu, że ona musi mieć masaże ze względu na bliznę po operacji. Ręce opadają nad głupotą. Jak się okazało, takich kłótliwych było dziś sporo.
W sklepie medycznym zamówionego przeze mnie rękawa nie ma i nie wiadomo kiedy (i czy w ogóle) będzie. Mówi się trudno - od tego nie umrę. Awantury nie zrobiłam (a mogłam), bo są rzeczy ważne i ważniejsze.
Fizjoterapeutka - zgodnie z obietnicą i chęcią pomocy - okleiła mnie zakupioną wczoraj taśmą, którą mam nosić aż do środy. No chyba, że wcześniej ciało zacznie piec albo swędzieć - wtedy mam ją natychmiast usunąć.
Taśma ma usprawnić przepływ chłonki i ponoć działa podobnie jak Hivamat, który - jeżeli okoliczności pozwolą - będzie miał miejsce w terminie późniejszym.
Od czwartku mam codziennie robić w domu automasaż - według tego, czego się nauczyłam podczas pierwszej serii rehabilitacji. Mam też płytkę z nagraniem i broszurkę poglądową.
Nie wiem co dalej. Dokładnie za tydzień powinnam dostać kolejny zastrzyk Herceptyny. W takiej samej sytuacji jest mnóstwo innych pacjentek. Pozostaje nam tylko czekać i dowiadywać się na bieżąco. Nikt przecież nie wie jak się to wszystko potoczy.
Spokój, rozwaga, odpowiedzialność - to najbardziej zalecane działania. No i oczywiście pozostanie w domach, do czego gorąco zachęcam.