Podczas jednej z wczorajszych rozmów telefonicznych koleżanka powiedziała mi, że dzień wcześniej wybrała się na spacer na tak zwane "doliny". Jako że od kilku tygodni pracuje zdalnie, chciała nacieszyć oczy wiosną. Wróciła o wiele szybciej niż przewidywała. Najzwyczajniej w świecie była porażona nieświadomością, ignorancją, nieodpowiedzialnością, głupotą, brakiem wyobraźni, egoizmem* (*niepotrzebne skreślić) większości spotkanych tam ludzi.
Młodzież w grupie dziesięcioosobowej, seniorzy trójkami, dzieci na rowerkach puszczone samopas. Maseczki noszone na szyi, brodzie lub ustach albo ich całkowity brak. Mało kto przestrzegał odstępów i odległości.
Wczoraj przed dwudziestą pierwszą poszliśmy z Mężem do supermarketu. Przy wejściu siedział ochroniarz (sądząc po wieku najpewniej rencista lub emeryt). Maseczka zsunięta z nosa, a wzrok wlepiony w ekran telefonu.
Chwilę po nas do sklepu wszedł mężczyzna tak na oko w granicach trzydziestki. Bez maseczki, bez zasłoniętych ust i nosa, bez rękawiczek. Nie zdezynfekował rąk płynem stojącym na stoliku obok ochroniarza. Nikt, absolutnie nikt z obsługi nie zareagował - mimo iż gość przechadzał się dość długo po całym markecie.
Potem stał za nami w kolejce do kasy. Nie trzymał się naklejonych taśm, zaczął wykładać towar zanim jeszcze zdążyliśmy spakować nasze zakupy. Spytałam kasjerkę czy można wchodzić z odsłoniętymi ustami, nosem i bez rękawiczek. Stwierdziła, że nie.
Spytałam pana dlaczego nie przestrzega ani odległości, ani się nie zasłania, ani nie ma rękawiczek. I co? I znowu mi się dostało, że "szczekam" na niego. Spytałam ochroniarza dlaczego wpuścił tego człowieka. Zero reakcji.
Dzisiaj byłam w sklepie. Zatrzymałam się przy regale. Podeszły do niego dwie dziewczyny. Stanęły dosłownie dwadzieścia centymetrów obok mnie. Kiedy spytałam je czy słyszały o dwumetrowym odstępie, wzruszyły tylko ramionami.
Tak jest praktycznie wszędzie. Na ulicy, w sklepie, w autobusie, na przystanku, na korytarzu na onkologii. Zwrócenie uwagi (czyli tak naprawdę dbanie o własne i cudze bezpieczeństwo) skutkuje agresją albo w najlepszym wypadku spojrzeniem z politowaniem.
Mam orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu znacznym, w jego świetle jestem niezdolna do samodzielnej egzystencji - mogę legalnie nie zasłaniać ust i nosa. Mimo to noszę maseczkę, bo wiem, że ona nie chroni mnie, lecz że w ten sposób to ja chronię innych.
Tylko czemu inni nie chronią mnie - kogoś, kto jest w grupie największego ryzyka, bo wciąż leczy się onkologicznie?