Weekend upłynął nam pod hasłem świętowania. Parafrazując powiedzenie, że "jak się chce psa uderzyć, kij się zawsze znajdzie" nasza trójka wybrała wersję bardziej pokojową, czyli "jak się chcesz napić, znajdziesz okazję".
Tak więc problemów z szukaniem powodów do świętowania nie mieliśmy żadnych. Dwa miesiące mieszkania z Mamą - to pierwszy. Cztery tygodnie Psiaka z nami - to drugi. Dzień Matki - to trzeci. Dwa tygodnie od wyjścia ze szpitala - to czwarty. I tak dalej i tak dalej...
Wczoraj był zdrowy, domowy obiad - mielone, ziemniaki i surówki. Dzisiaj były trzy pizze, lody śmietankowe z wiśniami i czekoladą, kawa z mlekiem, Pepsi i likier słony karmel.
Mąż stwierdził, że za to obżarstwo będziemy się smażyć w piekle...