W ciucholandzie poszło nam bardzo sprawnie - oboje przeglądaliśmy wieszaki ze spodniami i dzięki temu było o wiele szybciej. Mąż co się namierzył, to się namierzył. Ostatecznie wybrał pięć par dżinsów, z czego trzy będą do skrócenia.
W nagrodę za dobre sprawowanie w lumpeksie poszliśmy na rzemieślnicze lody gałkowe w nowej cukierni położonej niedaleko szmateksu. Skusił mnie także tort bezowy z owocami, który wzięłam na wynos, żeby i Mama coś miała z tej naszej wyprawy.
Po powrocie do domu zjedliśmy ugotowaną podczas naszej nieobecności przez Rodzicielkę młodą kapustę z kiełbasą oraz ziemniaki. Poprawiliśmy tortem i zabraliśmy Psiaka na spacer na łąkę. Zrobiliśmy w sumie prawie pięć kilometrów. Padliśmy wszyscy - upał straszny w stosunku do wczorajszego zimnego i deszczowego wieczoru.