Dopiero teraz mogę spokojnie i z czystym sumieniem usiąść na sofie i napisać ten post.
Wczoraj oglądaliśmy z Mężem film, który tak nas wciągnął, że poszliśmy spać około północy. A dzisiaj oboje jesteśmy niewyspani i zmęczeni.
Byłam na badaniach krwi na onkologii. W kolejce przede mną siedem osób, ale w miarę szybko szło - dopiero przy mnie stanęło. Na szczęście ulubionej pielęgniarce jakoś udało się wkłuć w żyłę (i to za pierwszym razem) i utoczyć trzy probówki życiodajnego płynu.
Dyrektor Wykonawczy w tym samym czasie zdążył wyjąć z pawlacza walizkę, sprzątnąć klatkę Malucha i odkurzyć mieszkanie. Potem wyszedł jeszcze na zakupy spożywcze - dla nas i dla Mamy.
Na obiad zamówiliśmy trzy pizze - dla każdego po jednej. W sumie starczyło ich też na kolację.
Spakowałam nasze rzeczy, spakowałam rzeczy Rudzielca - on ma nawet swoją psią torbę, którą kupiłam prawie rok temu w ciucholandzie.
Wykąpałam się. Wstawiłam ostatnie przedwyjazdowe pranie. Zdążyliśmy ze wszystkim i nawet się przy tym nie pokłóciliśmy, a to rzadkość, bo zwykle jesteśmy podminowani i wybuchamy. A tu proszę - grzecznie i pokojowo.
Wyruszamy o ósmej rano - o ile koleżanka się wyrobi. Nie spieszy się nam, bo nie musimy dotrzeć na miejsce na konkretną godzinę.
Odezwę się po powrocie, czyli w poniedziałek - w niedzielę na bank nie będę mieć ani siły, ani czasu na pisanie.
Życzę Wam słonecznego, udanego długiego weekendu. Odpocznijcie, bądźcie ze sobą i z tymi, którzy są Wam bliscy.