Wczoraj rano, po śniadaniu, podczas planowania co będziemy robić, Mąż oznajmił, że jedzie po rower. Kilka dni temu powiedział mi, iż kolega z pracy chce mu go dać. Sam kiedyś dostał jednoślad od kogoś innego, a że nikt go nie używa, więc lepiej, by ktoś na nim jeździł.
Sobotę mieliśmy dość napiętą jeśli chodzi o rzeczy do zrobienia - z obowiązku (zakupy, wpłata pieniędzy na konto, wymiana baterii w zegarku dla Mamy) i dla przyjemności (lody, spacer z Rudzielcem, film), więc dopiero dzisiaj przed południem Dyrektor Wykonawczy stał się posiadaczem takich oto dwóch kółek.
Cieszy się Głos Rozsądku, cieszę się ja - że Małżonek może w końcu małymi kroczkami zacznie dbać o siebie (pierwszy stopień otyłości), ale również dlatego, że wreszcie będzie można sprezentować mu coś, co z pewnością się przyda podczas pedałowania, bo poza chęciami Dyrektor Wykonawczy nie ma nic.