Praca na onkologii była moim marzeniem, które - dzięki własnej determinacji oraz pomocy innych - udało mi się spełnić. Najpierw myślałam o rejestracji w poradni i tam pierwszego dnia się znalazłam. Potem wybrałam sekretariat kliniki, gdzie wróciłam po kwarantannie. A w międzyczasie spodobało mi się w "opisówce" i mam nadzieję, że od jutra już ostatecznie tu zostanę.
Bardzo fajne i dotąd nieznane jest dla mnie poczucie przynależności do grupy, czyli wszystkie te aspekty związane z pracą w tak zwanym "molochu" - wewnętrzna poczta, wewnętrzna strona internetowa i te obszary, do których dostęp można uzyskać jedynie będąc pracownikiem - jak na przykład wgląd do swojej historii choroby i wyników badań, które mogę sprawdzać na bieżąco.
Na samej sobie doświadczyłam przez ostatnie dni magii fartucha oraz identyfikatora - podczas rejestracji na USG, pobrania krwi, wizyt lekarskich u chemioterapeuty i endokrynologa. Myślę, że ma na to wpływ fakt, iż będąc pracownikiem, wciąż jeszcze jestem też pacjentem onkologicznym. Praktycznie wszystko załatwiam "od ręki", bez czekania, z terminami zaledwie kilkudniowymi.
Powyższe słowa napisałam wczoraj, ale chciałam poczekać na dzisiejszy powrót z pracy, żeby na świeżo dać znać jak się miewam. Jest fantastycznie, cudownie, wspaniale. Czuję, że wreszcie odnalazłam swoje miejsce.
Absolutnie wszystko mi pasuje - począwszy od lokalizacji pokoju, biurka, przez świetne dziewczyny, z którymi tam siedzę, szybki komputer aż po to, co robię, czyli dyktafon do ręki, słuchawki na uszy i w odpowiednie rubryczki wpisuję to, co nagrali lekarze. Potem wydruk, pieczątka i wkładam kartkę do koperty z historią danego pacjenta. Żadnego biegania po piętrach, szukania kart w archiwach, zbierania wyników badań, noszenia czegokolwiek. Żyć nie umierać.
Od razu złapałam o co chodzi, ale i tak upewniałam się czy dobrze zapamiętałam. Mam czas na spokojne wyjście do toalety, zjedzenie drugiego śniadania, popijanie wody z cytryną i rozmowy z koleżankami z pokoju. Do domu wracałam jak na skrzydłach - szczęśliwa i rozradowana. A teraz nie mogę się doczekać aż jutro pójdę do pracy - a to przecież coś znaczy...