Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 28 października 2020

3148. Teraźniejszość

Już trzeci dzień z rzędu przekonuję się, że można bez marudzenia, a z radością wstawać o 6:30, a nie odwlekać moment przekroczenia progu firmy; że koleżanki z pokoju mogą być pracowite, fajne, kontaktowe i pomocne, a nie leniwe, wredne i rzucające kłody pod nogi; że mogę spokojnie zjeść drugie śniadanie, napić się herbaty i wyjść do toalety, a nie siedzieć głodna i z pełnym pęcherzem; że siedem godzin spędzone przy biurku może być przyjemnością, a nie przykrością i stresem; że kierowniczka i szef troszczą się o to, bym nie musiała obciążać fizycznie swojego organizmu, a nie traktują jak mnie jak dziewczynkę do bicia, dorzucając non stop nowe obowiązki.

Lubię to, co robię, a myślę, że polubię jeszcze bardziej jak już poczuję się pewniej, ale to przyjdzie z czasem i doświadczeniem w kwestii znajomości procedur oraz systemu. Na razie oswajam się ze sposobem nagrywania przebiegu wizyt przez różnych lekarzy (każdy ma swoją manierę) i staram się wiernie przelać ich słowa na papier.

Wreszcie nastał ten dzień, w którym Mąż - po uprzedniej konsultacji telefonicznej z cukierni - przywiózł mi dwie siatki pełne różnych ciast. Poczęstowałam nimi tych, z którymi pracowałam na oddziale i tych, z którymi jestem w poradni. To tak zwane "wkupne" - podpytałam kogo trzeba i okazało się, że nowo zatrudnieni tak właśnie postępują.

Zapomniałam o kartce z kalendarza - w niedzielę minął rok od ostatniej chemii. W poniedziałek - sześć miesięcy od adopcji Psiaka. A dzisiaj - w pracy - zaszczepiłam się przeciwko grypie - zgodnie z zaleceniem wszystkich leczących mnie medyków.