Były tańce, hulanki i swawole. Było sushi i - tradycyjnie - szampan o północy.
Były też - niestety dla Psiaka - fajerwerki. Pomimo leków uspokajających, które mu dawaliśmy (zgodnie z zaleceniem weterynarza) od połowy grudnia, Rudzielec był przerażony, trząsł się ze strachu i sam nie wiedział gdzie się schować.
Wczorajsze i dzisiejsze spacery odbywały się w szelkach i obroży, z dwiema przypiętymi do nich oddzielnymi smyczami wraz z adresatkami z imieniem i numerami naszych telefonów - wszystko dla bezpieczeństwa Miziaka.
A tu najpiękniejsze "fajerwerki", jakie kiedykolwiek widziałam, bez cierpienia fizycznego i psychicznego wielu zwierząt. Niestety nie znam autora, a filmik krąży w sieci.