Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 21 lutego 2021

3177. Zaległości

Narobiłam sobie zaległości, że hej...

Zacznę od końca, czyli od dzisiaj - siedzę w domu i na poniedziałek oraz wtorek wzięłam urlop, bo od piątkowego popołudnia na dobre rozłożyło mnie przeziębienie.

Już kilka dni wcześniej pojawiły się pierwsze symptomy w postaci dreszczy, uczucia zimna (nietypowo, bo przeważnie prawie zawsze jest mi gorąco) oraz kataru. A że nie chcę ani rozłożyć się na dobre, ani tym bardziej kogokolwiek w pracy zarazić stwierdziłam, że lepiej jak zostanę w domu.

Wczoraj obchodzilibyśmy osiemdziesiąte urodziny Taty. Chciałam jechać na cmentarz, ale zarówno Mąż, Mama, jak i zdrowy rozsądek mnie przed tym powstrzymały. Dyrektor Wykonawczy w naszym imieniu zapalił znicze i pomodlił się przy niszy urnowej.

Cały poprzedni tydzień układałam puzzle kupione specjalnie z okazji wczorajszych urodzin. Jego ukochany Elvis Presley zdążył na czas zawisnąć nad łóżkiem, na którym spał Tata. 

Szkoda tylko, że w pudełku zabrakło właściwych dwóch elementów (w zamian jeden niepasujący), ale spróbuję skontaktować się z producentem w tej sprawie.






W sobotę zjedliśmy sushi, które chcieliśmy zamówić na Walentynki, ale za późno się zdecydowaliśmy i nie było szans z powodu zbyt wielu chętnych. Ale - jak widać - "co się odwlecze, to nie uciecze".

Róże w prezencie od Głosu Rozsądku - chyba ku pokrzepieniu mojego serca w związku z przeziębieniem.



W czwartek byłam na pobraniu krwi (kreatynina i wapń przed wlewem Zomikosu, ale także poziom przeciwciał po szczepieniu na COVID-19). O dziwo - udało się wkłuć za pierwszym razem.

Wyniki świetne - szczególnie ucieszył mnie (oraz lekarzy z poradni, w której pracuję) wysoki poziom przeciwciał.



Niestety przed piątkowym tankowaniem kwasu zoledronowego dopiero szósta próba i trzecia pielęgniarka dała radę namierzyć wątłą żyłę, która przyjęła wenflon.

Odwiedziłam jedną ze znajomych sal na chemioterapii, gdzie ulokowałam się na całkiem nowym fotelu.





W poniedziałek rano przyjechałam do pracy razem z Rodzicielką, która od kilku dni twierdziła, że umiera - piekło ją w dołku sercowym, bolały ją plecy i generalnie doszła do wniosku, że najpewniej ma zawał albo raka żołądka lub płuc.

Umówiłam ją na wizytę do jednego z lekarzy. I co się okazało? To, co przypuszczaliśmy razem z Mężem - nieprzestrzeganie diety, którą miała od dawna zleconą w związku z refluksem.

Ani badanie lekarskie, ani RTG klatki piersiowej niczego niepokojącego nie wykazały. Dostała stary lek oraz dwa nowe. Jutro ma jeszcze profilaktyczne USG jamy brzusznej, a za miesiąc kontrolną wizytę u doktorka z wynikami.

Jeśli o mnie chodzi, mam łykać kolagen na bolące lewe kolano oraz stopy. Zalecili, to kupiłam.




Z rzeczy przyjemniejszych niż choroby, objawy, czy leki - Walentynki było słodziutkie - szczególnie przyczyniły się do tego ręcznie robione pralinki oraz gipsowe aniołki i dłonie, które w podziękowaniu za wykonane zlecenie dostał Dyrektor Wykonawczy.






Razem z Głosem Rozsądku wyspecjalizowaliśmy się w deserze na bazie serka mascarpone, śmietany oraz wiśni w syropie. 

Niestety folgowanie jeśli chodzi o słodycze (Tłusty Czwartek i pączkowe szaleństwo w pracy oraz wspomniane już Walentynki) przełożyło się na dodatkowy kilogram oraz nadprogramowe dwie kostki tłuszczu na wadze u pani dietetyk.




Udało mi się na kilka chwil spotkać z dwoma onkologicznymi znajomymi, które miały kontrolne wizyty oraz badania. Jedna z nich obdarowała mnie torebką prezentową z dość bogatą zawartością.




Mąż jako pierwszy dostał PIT. Ja czekałam w sumie aż na trzy - z ZUS-u, z obecnej i poprzedniej pracy. Dwa ostatnie otrzymałam w ten sam dzień. I tym sposobem zniknął ostatni element łączący mnie ze starym miejscem zatrudnienia.

Wczoraj Głos Rozsądku nas rozliczył. W ubiegłym roku na leki wydaliśmy ponad trzy i pół tysiąca złotych. Dzięki temu powinniśmy mieć na koncie zwrot.