Myślałam, że jutro pójdę już do pracy, ale wstałam rano i zamiast lepiej, czuję się gorzej - nie dość, że katar, to jeszcze dołączył do niego kaszel.
Brałam zalecone przez lekarza z POZ leki - przez cztery dni Otrivin do nosa i przez trzy dni Tabcin. Nie przeszło, więc dzisiaj zaczęłam ACC Optima i Apap.
Skonsultowałam się telefonicznie z jednym z lekarzy z onkologii, a on doradził syrop prawoślazowy, Thiocodin oraz duże dawki witaminy C i D3 (te ostatnie łykam od dawna). Mam też obowiązkowo zostać w domu do końca tygodnia.
Zadzwoniłam do szefowej i przekazałam jej słowa doktora. Tak więc kontynuuję urlop, bo zwolnienia nie potrzebuję - mam aż 44 dni do wykorzystania w tym roku, więc z tej puli biorę wolne - również w trakcie ewentualnej choroby.
W poprzednim miejscu zatrudnienia nauczyłam się wielu rzeczy - między innymi tego, że zdrowie i miłość nie mają ceny i w żadnym wypadku nie mogą być konkurencją dla pracy.
Jestem chora = zostaję w domu, a nie narażam siebie oraz innych na zarażenie. Według mnie na tym właśnie polega odpowiedzialność za zdrowie innych oraz swoje własne - zwłaszcza jak ma się do czynienia z pacjentami onkologicznymi.
Internetowo zamówiłam brakujące medykamenty, które Mąż odbierze wieczorem z apteki.
W załączeniu zdjęcie jakże mądrych słów, które wiszą na drzwiach wejściowych do gabinetu jednego z chemioterapeutów.