Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 29 kwietnia 2021

3187. Coś lepszego

W piątek pisałam o majowym terminie szczepionki dla Męża, a jeszcze tamtego popołudnia, ale już po opublikowaniu notki, Dyrektor Wykonawczy zadzwonił do mnie z informacją, że po kolejnym telefonie na infolinię, zaproponowano mu pierwszą dawkę Pfizera następnego dnia, czyli w sobotę.

Moje zatrucie pokarmowe nieszczęsną papryką okazało się na tyle poważne, że skontaktowałam się z zaprzyjaźnioną panią doktor, która była tak miła, że udzieliła mi prywatnej teleporady. Dzięki niej wiedziałam co mam łyknąć, żeby nie biegać do toalety po każdym posiłku.

Nie byłam jednak na tyle silna fizycznie, by pojechać z Głosem Rozsądku na szczepienie. Na szczęście iniekcja nie wywołała żadnych niepożądanych skutków ubocznych, nie licząc bólu ramienia, po którym w poniedziałek nie było już nawet śladu. Druga dawka zaplanowana została na 29. maja.

W pracy mamy urwanie głowy, bo pacjentów wciąż przybywa, a każda wizyta to dodatkowe nagranie, które trzeba odsłuchać, napisać, wydrukować i włożyć do karty. Do tego dochodzą karty zamawiane z rejestracji głównej oraz z oddziału "na cito". Ręce pełne roboty, a od dzisiaj (z powodu urlopów) jesteśmy we dwie aż do 12. maja.

Bardzo dobra wiadomość jest taka, że jutro piątek, czyli kończymy pracę przed trzynastą, a potem czekają mnie cztery dni laby, gdyż wtorek (4. maja) jest u nas wolny za sobotę (1. maja). Dzięki temu po długim weekendzie przychodzimy tylko na trzy dni do roboty.

Wczoraj zostałam zaszczepiona przeciwko pneumokokom - w ramach programu dla pacjentów onkologicznych. Wywiad z lekarzem, kwalifikacja i po sprawie. Medycy doradzali mi tę szczepionkę jeszcze we wrześniu ubiegłego roku, ale wtedy musiałabym za nią płacić (prawie 400 złotych), a tak udało mi się dostać ją za darmo.

Dzisiaj byłam na pierwszej od czasu diagnozy mammografii. Po niej oczywiście obowiązkowe USG, wykonane przez doktor, której najbardziej ufam ze wszystkich radiologów. Opis będzie pewnie jutro, gdyż lekarka potrzebuje czasu, żeby porównać wyniki poprzednich badań z tym dzisiejszym. Mam tak problematyczne do oceny piersi, że ona nie chce popełnić jakiegoś błędu i czegoś przeoczyć.

Trochę się niepokoję, bo podczas badania powiedziała mi, że zastanawia się nad zleceniem biopsji z prawej piersi. Nic to - trzeba czekać na wynik w systemie. Teraz przynajmniej mam ten komfort, że sama mogę sobie go sprawdzić.

Prawie bym zapomniała, a to ważne - w poniedziałek minął dokładnie rok od adopcji Psiaka. Dzień wcześniej, czyli w niedzielę zamiast śniadania Rudzielec z okazji pierwszych urodzin dostał specjalnie zrobiony przeze mnie tort podany na dużym talerzu. We troje odśpiewaliśmy mu "Sto lat!", a ja się popłakałam - ze szczęścia, że spełniłam swoje marzenie o Sierściuchu, który jest najcudowniejszym Miziakiem na świecie.