Zaniedbałam blog, że hej. Jak nigdy dotąd zamiast pisać dzień w dzień, często nawet nie włączam laptopa po przyjściu z pracy.
W sumie nic spektakularnego się nie dzieje - normalne, zwyczajne życie - takie, jakiego dawno nie doświadczyłam.
W pracy jak zawsze - im więcej pacjentów, tym więcej kart do opisania dla nas. A że sezon urlopowy w pełni, więc bywa i tak, że zamiast trzech są dwie osoby do roboty.
Kolejne wizyty i badania za mną - prywatne spotkanie ze stomatologiem i przegląd uzębienia (wszystko w porządku), odwiedziny u pani ginekolog (cytologia i HPV nie wykazały niczego złego), badanie laryngologiczne w ramach programu profilaktyki nowotworów głowy i szyi (bez niespodzianek), wizyta u ortopedy (zlecone RTG lewego kolana i decyzja o ostrzyknięciu go kwasem hialuronowym - pierwsza dawka w ubiegły czwartek).
Dyrektor Wykonawczy też nie próżnuje - od jakiegoś czasu zaczęły mu się robić ogromne odczyny zapalne po ukąszeniu przez nie wiadomo jakiego owada - lekarze stawiają na meszkę lub pająka. Dostał antybiotyk, pobrano mu krew na badania w kierunku boreliozy (do powtórki za sześć tygodni), a poza tym ma obrzęki w nosie i zażywa to samo, co ja, czyli Clatrę - jutro czeka go kontrolne spotkanie z laryngologiem.
Mama razem ze mną udała się do ortopedy ze swoimi kolanami - niestety w jej przypadku kwas hialuronowy nie załatwi sprawy - pobiorą jej krew, odwirują i wstrzykną osocze, które ponoć ma pomóc, ale nikt nie jest w stanie zagwarantować na jak długo.
Piątkowa burza i wichura poderwała i zrzuciła z parapetu na balkon skrzynkę z moimi pięknymi surfiniami. Serce mnie bolało jak patrzyłam co z nich zostało. Na szczęście Mąż dokupił mi wczoraj trzy nowe sadzonki, a ja mam nadzieję, że za kilka dni będą one cieszyć mnie swoim widokiem.
Treningi taneczne - z powodu nieznośnego, nieprzewidywalnego oraz niekończącego się upału, a także z powodu wakacji instruktorów - zawiesiliśmy do czasu naszego powrotu znad morza - wtedy będziemy już w komplecie, a i temperatura na zewnątrz powinna być o wiele niższa niż obecnie.
Zakumplowałam się z koleżanką z pokoju, z którą spotykamy się nie tylko w pracy, lecz również na gruncie prywatnym. Razem z Głosem Rozsądku byliśmy u niej w domu już kilka razy, a i ona zdążyła nas dwukrotnie odwiedzić - ostatnio nawet wczoraj - z okazji imienin Rodzicielki.
Niezwykle ważne jest dla mnie poczucie, że możemy na siebie liczyć zarówno zawodowo, jak i prywatnie. W obecnych czasach rzadkością bywają dobre relacje międzyludzkie - coś o tym wiem, bo wciąż w pamięci mam chorą atmosferę w poprzednim miejscu zatrudnienia. Tym bardziej doceniam to, co łączy nas obie - tu i teraz.