Sobota upłynęła nam rodzinnie i zakupowo.
Spotkanie z mamą i konsumpcja - sushi (ja), kebab z baraniny (Mąż), kebab z kurczaka (rodzicielka). Potem klasycznie, czyli kawa i sok u nas.
Do oczekujących na święta (na specjalnej półce w szafce) puszek, butelek i słoików dołączyła jeszcze marynowana dynia, której nie jadłam od roku, a którą wreszcie dzisiaj udało mi się dostać.
Wieczór spędziliśmy z Dyrektorem Wykonawczym na lekturze mądrych książek i poszukiwaniu psychicznego źródła mojej choroby.