Gdyby nie fakt, iż zachorowałam na raka, za równiutki miesiąc jechalibyśmy nad morze - dokładnie drugiego września wsiedlibyśmy do pociągu, który zawiózłby nas do Gdańska.
Wczoraj wyjęłam notes, w którym zapisywałam różne rzeczy związane z naszymi wcześniejszymi wyjazdami. Wpisałam tam przyszłoroczne daty - od 31. sierpnia do 16 września. I miejsca, które chcielibyśmy wtedy odwiedzić i zobaczyć - Hel, Wejherowo, Latarnię Morską w Nowym Porcie, Bazylikę Mariacką, Europejskie Centrum Solidarności oraz Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.
Moje najbardziej odległe w czasie plany sięgają właśnie do września 2020 roku, bo jeśli leczenie przebiegać będzie zgodnie z planem i bez dodatkowych komplikacji, wychodzi na to, że ostatni zastrzyk z Herceptyny powinnam dostać pod koniec sierpnia przyszłego roku, więc chyba już nic (?) nie stanęłoby nam na przeszkodzie.
Teraz - póki co - planować mogę sobie krótsze wycieczki, jak choćby jutrzejszy trzyosobowy wypad do naszego ulubionego ciucholandu, którego już się nie mogę doczekać. Albo niedzielny spacer po lesie w towarzystwie części swojej licealnej klasy.