Tym razem było nas pięcioro. Zrobiłam "tylko" dwanaście tysięcy kroków. Pod górę i z górki. Praktycznie cały czas w lesie. I - jak zawsze - przeżyłam cudny czas w świetnym towarzystwie. Oczywiście na koniec - żeby tradycji stało się zadość - była i konsumpcja. Dzisiaj wystarczył rosół.
Przede mną onkologiczny maraton. Oprócz wtorku codziennie będę przemierzać znajome korytarze. Badania, zabieg, wizyty, chemia...