Za mną pierwszy (z dwóch) tydzień rehabilitacji i pierwszy (z czterech) tydzień radioterapii.
Ćwicząc na sali czuję się podobnie jak za dawnych szkolnych czasów podczas zajęć wychowania fizycznego. Trochę na stojąco, trochę na leżąco, trochę na siedząco. Z kijkiem, piłeczką i bez niczego.
Radioterapia sama w sobie trwa u mnie jakieś pół minuty. Trzy sekwencje - piętnaście, pięć i dziesięć sekund - każda w innej pozycji. Akcelerator napromienia moją pierś z trzech różnych stron, wydając przy tym piszczące dźwięki. A ja sobie leżę i nic nie czuję, za to - kątem oka - bacznie śledzę ruchy maszyny.
Przedwczoraj, tylko dzięki przytomności własnego umysłu nie dopuściłam do pomyłki - układające mnie na stole panie i pan fizyk zamierzali bowiem napromienić prawą pierś. Jak zatem widać wszędzie i zawsze warto wszystkich pilnować - szczególnie jeśli chodzi o własne zdrowie.