Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 12 czerwca 2022

3213. W spoczynku

Blog powoli zaczyna porastać mchem, aczkolwiek wciąż jest obecny w mej pamięci - czasem tylko chęci brak...

Żyję, mam się świetnie, wszystko w porządku u Męża, Mamy, Rudzielca i Malucha. Nic złego się nie dzieje - wręcz przeciwnie. I właściwie tu mogłabym zakończyć, stawiając kropkę, ale wiem, że czasem jeszcze zaglądają tu Ci, którzy chętnie przeczytaliby kilka słów więcej - dlatego na razie kropki nie postawię.

Zdrowotnie jest dobrze - badam się kiedy wypada, odwiedzam lekarzy gdy wyznaczają wizyty kontrolne. Na razie nie mam na co narzekać, ale kto przeszedł leczenie onkologiczne doskonale rozumie, że każde badanie to ogromny stres i czekanie w niepewności na wynik. I tak mam szczęście, że ten ostatni albo usłyszę od razu, albo odczytam w systemie.

Badanie moczu na BK nie wykazało obecności prątków, więc gruźlica nerek jednak mnie nie dotyczy - uff... Ilość leukocytów obecnie prawie mieści się w normie i to "prawie" wynosi zaledwie kilka więcej, a nie kilkadziesiąt jak wcześniej bywało.

Piersi są pod specjalnym nadzorem - po ostatnim opisie rezonansu potrzebne było jeszcze dodatkowe USG, na którego wynik czekałam w napięciu - albo biopsja, albo kolejne badanie za trzy miesiące - póki co doktor radiolog zdecydowała o opcji numer dwa.

Zmian w pracy jest coraz więcej, aczkolwiek nie dotyczą one mojej osoby - odkąd wróciłam na swoje "dawne" miejsce i mam dwie nowe koleżanki w pokoju, nic się nie zmienia na gorsze dla mnie. Nawet powiedziałabym, że teraz mam o wiele fajniejszą atmosferę i lepszą współpracę, a to przekłada się na komfort psychiczny.

Mąż wraca zmęczony z roboty, której ma mnóstwo, ale poza tym same plusy - szefowie pracują na równi ze wszystkimi, pensję wypłacają w terminie, a często doceniają wysiłki Dyrektora Wykonawczego dodatkową - całkiem sporą - premią. Stosunki międzyludzkie praktycznie jak w rodzinie - nie ma problemu z urlopem, zwolnieniem, czy załatwieniem czegokolwiek w trakcie pracy jeśli zajdzie taka potrzeba.

Mama rzadko wychodzi z domu, gdyż coraz bardziej bolą ją kolana. Namówiłam ją na wykonanie rezonansu, ale co z tego, skoro na operację i tak się nie zdecyduje, a innego sposobu pozbycia się bólu nie ma. Pokonanie czterech pięter w dół, a potem wspinaczka w górę jest dla niej nie lada wysiłkiem.

Rudzielec przeszedł kolejne kontrolne badania lipazy trzustkowej - niestety norma przekroczona ponad dwukrotnie. Znalazłam mu specjalną karmę, zawierającą jeszcze mniej tłuszczu - z 11 % zeszliśmy do 9 %, a jelenia zamieniliśmy na pstrąga i łososia. Psiak nie ma żadnych objawów, wskazujących na chorą trzustkę - nie wymiotuje, nie ma biegunki, ma apetyt i dobry wynik badania USG - weterynarze twierdzą, że brak powodów do obaw i paniki.

Od najbliższej środy do poniedziałku włącznie mam urlop, gdyż jak co roku wyjeżdżamy z Mężem i Miziakiem na klasowy wypad na długi weekend czerwcowy - tym razem wybór padł na Jurę Krakowsko-Częstochowską. Jak dobrze policzyłam, powinno nas tam być około 16-18 osób plus trzy psy.

Odezwę się po powrocie, solennie obiecując poprawę w regularności pisania notek.