Co prawda do końca jeszcze daleko, lecz już bliżej jest niż kilka miesięcy temu. Od ostatniej notki z postępami pracy nad Pantokratorem upłynęło trochę czasu, więc pomyślałam, że może wypadałoby dokonać małej aktualizacji.
Jako że talentu plastycznego nie dostałam, pozostało mi nadrabiać pracowitością i obserwacją tych, którzy zdolności artystyczne posiadają. A że wokoło mnie siedzą takie osoby, więc podpatruję i staram się poprawiać to, co mi się w mojej ikonie nie podoba - jak na przykład granatowa szata, którą doprowadziłam wreszcie do stanu, w którym jest ona dla mnie do zaakceptowania.
Sama technika jest dla mnie dość dziwna - trzeba wszystko przyciemnić, by potem stopniowo rozjaśniać, wydobywając cienie. Absolutnie się na tym nie znam i choć teoretycznie doskonale wiem o co chodzi (kiedy patrzę na rysunek poglądowy), w praktyce dużo mnie kosztuje, by odtworzyć tę wiedzę u siebie.
Zdjęcia w kolażach są od ostatniego zamieszczonego na blogu (druga połowa lutego) do stanu aktualnego (pierwsza połowa maja) mojej deski. Czasem różnice pomiędzy poszczególnymi ujęciami są minimalne, ale wprawne oczy na pewno je zauważą.
Przyznam uczciwie, że pisanie Pantokratora jest dla mnie jednym z większych wyzwań, z jakimi miałam do czynienia w całym swoim życiu.