Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 31 sierpnia 2020

3132. Nic trudnego

Praktycznie od czwartku Psiak zaczął dziwnie ruszać pyszczkiem - jak mały konik - w dół i w górę. Strasznie się przy tym oblizywał. No i bardzo śmierdziało mu z mordki.

W sobotę zadzwoniliśmy na prywatny numer weterynarza, a wczoraj pojechaliśmy z Rudzielcem do gabinetu. Okazało się, że musiał mieć czyszczony zębodół, gdyż utkwiły mu tam resztki jedzenia, naruszając przy tym szwy założone po ekstrakcji zęba.

Miziak miał znieczulaną i przemywaną rankę. Dostał też zastrzyk z antybiotyku w dupkę i tabletki przeciwbólowe. Tuż przed wyjazdem, w środę po południu, mamy się ponownie pokazać lekarzowi do kontroli.

W piątek skończyłam wreszcie pisać ostatnią część swojej historii. W sobotę mieliśmy z Mężem kilka spraw do załatwienia. Dzisiaj naniosłam poprawki na tekst i wysłałam go mailem do pani redaktor.

Po szesnastej jestem umówiona z fizjoterapeutką - chcę, żeby mnie okleiła taśmami, bo - mimo regularnych ćwiczeń - odczuwam pewien dyskomfort pod pachą i w operowanej piersi.

Od jutra Dyrektor Wykonawczy ma już urlop. Przed południem czeka nas wizyta w MOPR, gdzie złożę wnioski i dokumenty potrzebne na komisję ds. orzekania o niepełnosprawności. Potem ostatnie zakupy dla Mamy i dla nas. Na deser - pakowanie walizek.

czwartek, 27 sierpnia 2020

3131. Po sanacji

Zostawiłam wczoraj Psiaka w gabinecie weterynaryjnym aż na osiem długich godzin. Bieda mała patrzyła na mnie tymi swoimi pięknymi brązowymi oczami i skamlała, nie rozumiejąc za bardzo co się dzieje i gdzie ja idę bez niego.

Po telefonie od lekarza od razu wsiedliśmy z Mężem w autobus i pojechaliśmy po Rudzielca. Doktor przyprowadził go na smyczy - jeszcze trochę otumanionego narkozą i z wenflonem w lewej łapce.

Weterynarz wyjął mu wenflon, założył opatrunek z plastrem w uśmiechy, a potem objaśnił na czym polegała sanacja jamy ustnej u Miziaka. Nie tylko oczyścił mu zęby z kamienia i osadu, ale także wykonał RTG, na którym wyszło, że jeden ząb trzeba było usunąć ze względu na ropień, który się tam zrobił.

Dostałam tabletki przeciwbólowe i uspokajające (na wypadek burz i wystrzałów), a także specjalny żel do pielęgnacji podrażnionych dziąseł. Plus rachunek, który omal nie zwalił nas z nóg, ale cóż - i tak byliśmy u jednego z tańszych weterynarzy.

Jeszcze przed wyjazdem nad morze mamy się pojawić z Psiakiem w gabinecie.



wtorek, 25 sierpnia 2020

3130. Bohater

Podczas wizyty u weterynarza tu, na miejscu, doktor zasugerował usunięcie kamienia z zębów Rudzielca. Będąc na konsultacji ortopedycznej u jego kolegi ze studiów, poprosiłam o wykonanie badań krwi niezbędnych przed zabiegiem wykonywanym w narkozie.

Jutro jesteśmy umówieni na sanację (tak to się fachowo nazywa) jamy ustnej Miziaka. Chcę, żeby Psiak miał ją zrobioną przed wyjazdem nad morze i przed operacją zwichniętej rzepki, bo potem będzie wymagał kilkutygodniowej rekonwalescencji i ograniczonego do minimum ruchu.

A oto i bohater - we własnej osobie i na swoim ulubionym posłaniu, czyli na wersalce Taty.

poniedziałek, 24 sierpnia 2020

3129. Ostatni czwartek

Na onkologii spędziłam wtedy około pięciu godzin, ale było warto, bo praktycznie wszystko, co zaplanowałam i co chciałam, udało mi się w ubiegły czwartek załatwić.

Najpierw z pobliskiej apteki odebrałam zamówiony telefonicznie kwas zoledronowy. Potem z sekretariatu chemioterapii wyszłam z poniedziałkowym wypisem oraz wypełnionym przez chemika wnioskiem do MOPR. Usiadłam na korytarzu i na spokojnie sprawdziłam czy niczego w nim nie brakuje.

W gabinecie EKG pielęgniarka wykonała badanie i zmierzyła mi ciśnienie. Z wynikami poszłam do pani kardiolog, która na widok zbyt wysokich wartości zarówno ciśnienia, jak i pulsu zapisanych w moim notesiku, zdecydowała o zmianie (już po raz trzeci) leków.

Tym razem rano mam zażywać Ebivol, a wieczorem Candepres, który do tej pory brałam właśnie o poranku. Z kolei Vivacor lekarka kazała całkowicie odstawić. Powiedziała, że nie mogę mieć wyższych wskazań niż 135/85, natomiast puls powinien oscylować w granicach 60-70.

Echo serca wyszło dobrze, czyli mam się nie martwić, bo pani doktor jest zadowolona, że Herceptyna jakoś strasznie nie uszkodziła mi serducha. Normalnie wizytę kontrolną miałabym dopiero za pół roku, ale w związku z nadciśnieniem, lekarka prosiła, bym umówiła się już za trzy miesiące.

Z fiolką kwasu zoledronowego w ręce stanęłam pod drzwiami gabinetu chemioterapeuty, który chciał, bym pokazała mu się pomiędzy pacjentami. Wyniki poziomu kreatyniny oraz wapnia były w normie, więc dostałam zgodę na wlew leku, który będę brać co pół roku przez trzy lata, czyli w sumie sześć podań.

Na korkowej tablicy wiszącej na ścianie zauważyłam przyczepioną kartkę, którą podarowałam doktorowi w poniedziałek. Podziękował też za zakładkę. Zrobiło mi się bardzo miło.

Na korytarzu namierzyłam ulubioną pielęgniarkę i wręczyłam jej zlecenie od chemioterapeuty oraz buteleczkę kwasu. Za drugim razem wkłuła się z wenflonem w moją marną żyłę. Ostrzegła, że mogę mieć bóle mięśniowe i stawowe jak przy grypie, jak również temperaturę. Zaprowadziła mnie do sali, w której jeszcze rok temu przyjmowałam chemię. Siedziałam na zwykłym krześle, gdyż wlew trwał zaledwie piętnaście minut.

Już po wszystkim poszłam do okienka informacji, skąd odebrałam opieczętowane "za zgodność z oryginałem" i podpisane kserokopie wypisów, badań oraz konsultacji lekarskich.

Zdążyłam też porozmawiać z jedną osobą odnośnie pracy. Doradziła mi ona wizytę w kadrach - razem z CV i listem motywacyjnym. Tak właśnie zrobiłam dnia następnego, czyli w piątek. Nie wiem czy coś z tego wyjdzie, ale przynajmniej złożyłam papiery.

Podsumowując - jeśli nic się nie zmieni na onkologii pojawię się dopiero 16. października na wizycie u chemioterapeuty, a potem 5. listopada u pani kardiolog. No i czeka mnie jeszcze rezonans magnetyczny piersi z kontrastem, ale o tym kiedy się on odbędzie zdecyduje radiolog - żona kolegi radioterapeuty.

Waham się co do szczepionki na grypę - lekarze, których pytałam o zdanie, radzą się szczepić. Znajome farmaceutki - wręcz przeciwnie. Na razie zakupiłam polecone przez te ostatnie naturalne produkty podnoszące odporność i to nimi - póki co - będę się próbować uodparniać.


Nowe leki działają - jak na razie i ciśnienie, i puls są w normie. Skutkiem ubocznym Ebivolu był ból oraz zawroty głowy w pierwszy dzień zmiany medykamentów, natomiast żadne mięśnie, ani stawy mi nie dokuczają po wlewie kwasu. Temperatury też nie mam.

Zgromadziłam wszystkie dokumenty potrzebne do złożenia wniosku o przyznanie orzeczenia o niepełnosprawności. Z teczką wypakowaną po brzegi pojadę 1. września do MOPR.

Chcę wreszcie odpocząć od onkologii, leczenia, badań, wizyt, leków i takich tam podobnych "atrakcji".

niedziela, 23 sierpnia 2020

3128. Nadrabiam

Uzbierało mi się trochę zaległości z całego tygodnia, więc mam nadzieję, że dam radę je wszystkie nadrobić w tym poście - w dużej mierze fotograficznie, lecz nie tylko.

Mam taką zasadę, że nie daję lekarzom żadnych prezentów - ani przed, ani w trakcie, ani po leczeniu. Ale poczyniłam pewien wyjątek, bo i człowiek jest wyjątkowy. Swojemu chemikowi postanowiłam coś po sobie zostawić.

Od Męża i Mamy z okazji imienin dostałam kwiaty i kartkę, gdyż wcześniej już zasponsorowali mi torebkę i matę do jogi.

Świętowaliśmy schłodzonym Martini Asti, trzema różnymi pizzami, ciastkami z cukierni (zrobiłam sobie z tej okazji dyspensę) i lodami.

Rudzielec musiał mieć wygoloną przez weterynarza łapkę, by można było pobrać mu krew do badań. Potem otrzymał jeszcze gustowny opatrunek uciskowy.

Myśląc o wyjeździe nad morze, zaopatrzyliśmy się w środki przeciwko komarom polecone przez znajomą jako ponoć niezwykle skuteczne.

O wydarzeniach czwartkowych napiszę oddzielnie, bo to długa historia...

piątek, 21 sierpnia 2020

3127. U weterynarza

We środę koleżanka, z którą jechaliśmy do Szklarskiej Poręby, zawiozła mnie i Psiaka do weterynarza do innego miasta.

Doktor cudowny - z sercem i podejściem zarówno do zwierząt, jak i do właścicieli. Niestety - po dokładnym obejrzeniu Miziaka - potwierdził diagnozę swojego kolegi po fachu, u którego byliśmy pod koniec lipca.

Operacja zwichniętej (od urodzenia) rzepki jest konieczna - w przeciwnym razie dojdzie do tego, że Rudzielec przestanie używać łapki. Koszt samego zabiegu w granicach 700-1000 złotych - w zależności od tego, co pokażą zdjęcia RTG tuż przed operacją, której termin wyznaczony został na 18. września.

wtorek, 18 sierpnia 2020

3126. Tylko w środku burzy

Sobotę i niedzielę w dużej mierze przespałam - bo było upalnie, bo miałam focha, bo nic mi się nie chciało. Za to wczoraj sporo się działo.

Dwudzieste siódme spotkanie z chemioterapeutą, podczas którego dostałam zlecenie na ostatni (osiemnasty) zastrzyk Herceptyny, skierowanie na rezonans magnetyczny piersi z kontrastem (do wykonania najwcześniej w październiku), skierowanie na badania poziomu kreatyniny i wapnia (pobrali mi krew po iniekcji), skierowanie na EKG i do kardiologa (wizyta umówiona na pojutrze) i zlecenie na zabieg pielęgniarski, czyli wlew kwasu zoledronowego (również w najbliższy czwartek).

Kwas zoledronowy należy do tak zwanych bisfosfonianów, czyli leków działających przeciwnowotworowo. Ich zadaniem jest zmniejszenie ryzyka nawrotu choroby, lecz chronią one także kości przed osteoporozą. Zalecane są pacjentkom po menopauzie.

Będę przyjmować kwas zoledronowy w formie wlewu raz na sześć miesięcy. W moim przypadku lek nie jest refundowany, ale jedna dawka kosztuje około stu piętnastu złotych, więc jeśli może mi on pomóc w zmniejszeniu ryzyka przerzutów do kości, nie jest to koszt, którego nie byłabym w stanie ponieść raz na pół roku.

Nie wolno mi się opalać, a po nowym roku powinnam - w ramach badań przesiewowych - zrobić wreszcie kolonoskopię, bo nigdy jej jeszcze nie miałam, choć kilka razy dostawałam skierowania. Trzeba dbać o zęby, a ewentualne leczenie konsultować z chemioterapeutą. Doktor zalecił też zaszczepienie się przeciwko grypie.

W czwartek tylko na chwilę mam się pokazać lekarzowi, by sprawdził wyniki badań kreatyniny oraz wapnia (na kolejnej wizycie spotkamy się dopiero 16. października). Odbiorę też wypełniony przez niego wniosek, który wraz z innymi dokumentami, zaniosę do MOPR-u jeszcze przed wyjazdem nad morze. Orzeczenie o niepełnosprawności mam bowiem ważne do końca września, a papiery o jego przedłużenie można składać nie wcześniej niż na trzydzieści dni przed upływem poprzedniego terminu.

Pilnuję więc dokumentów, kseruję co trzeba, żeby potem na onkologii dostać pieczątkę "za zgodność z oryginałem". A że sporo tego się przez rok uzbierało, wcale się nie nudzę. Mąż dokupił mi nawet piątą teczkę z koszulkami, gdyż tamte cztery są już pełne.

piątek, 14 sierpnia 2020

3125. W innym świetle

Zamiast jutro, już wczoraj, razem z Mężem, odwiedziliśmy naszą rehabilitantkę w prywatnym gabinecie. W sumie dla nas to o wiele lepiej, bo raz, że autobusy o wiele rzadziej kursują w weekendy, a dwa, że bez prawie żadnych przeszkód możemy zacząć świętować nawet od dzisiaj. Ale o tym za chwilę.

Fizjoterapeutka sprawdziła w jakim stanie jest moje ciało - podobnie jak zrobiła to kilka tygodni temu u Dyrektora Wykonawczego. Okazało się, że neurologicznie wszystko działa jak należy. Znalazła trzy miejsca szczególnego napięcia w kręgosłupie, po czym zabrała się do masowania. Na koniec stwierdziła, że mam "kupę szczęścia" i szkoda byłoby to zmarnować.

Potem zajęła się Głosem Rozsądku, któremu daje się we znaki lewa obręcz barkowa i łopatka. Mąż również nie uniknął masażu.

Następnie zostały nam zaprezentowane ćwiczenia z piłką, które każde z nas może wykonywać. Żeby było śmieszniej oboje mamy ten sam problem z lewą łopatką - "aż niewiarygodne" - oznajmiła rehabilitantka.

Dowiedzieliśmy się, że jesteśmy jej ulubionym małżeństwem z powodu ciepła, jakie się od nas wyczuwa i sposobu, w jaki się nawzajem traktujemy. To miłe, że ktoś zauważa właśnie taką relację między nami.

A teraz słowo o świętowaniu... Okazja podwójna - moje imieniny oraz ostatni zastrzyk Herceptyny, który będzie dla mnie najpiękniejszym prezentem.

czwartek, 13 sierpnia 2020

3124. Niby nic, a jednak

Nic nowego się nie dzieje (choć nie do końca) - i dobrze, bo jest fajnie tak, jak jest teraz. No może poza upałami - jedynie co do pogody mam trochę zastrzeżeń i w tej kwestii znacznie obniżyłabym temperaturę.

Mąż chodzi (a właściwie jeździ rowerem) do pracy, a my z Mamą siedzimy w domu. Jemy, pijemy, pierzemy, sprzątamy i gramy w scrabble - nasz rekord to osiem partii w jeden dzień - oczywiście z przerwami na wyżej wymienione aktywności.

Wieczorem, razem z Dyrektorem Wykonawczym, chadzamy na spacery z Rudzielcem, który coraz bardziej się otwiera i jest jeszcze słodszy niż był. Może nie powinnam się do tego przyznawać, ale schrupałabym go w całości. 

Ale i Miziak ma też swoją drugą twarz reprezentującą naturę łowcy - przedwczoraj w okamgnieniu uśmiercił przebiegającego mu drogę szczura. Cała akcja trwała zaledwie ułamek sekundy. Nie zdążyliśmy nawet zareagować, bo już było po wszystkim.

Z nowości - od poniedziałku nie jem słodyczy - dałam sobie przyzwolenie jedynie na lody, ale czekoladek, batoników, ciasteczek nie tykam. Choć szczególnie te kokosowe są takie pyszne, że kiedyś wykupiłam wszystkie, jakie były dostępne przy biedronkowej kasie, czyli ponad trzydzieści sztuk...

poniedziałek, 10 sierpnia 2020

3123. Przetrwać

To jedno tytułowe słowo najlepiej oddaje - nomen omen - klimat ostatnich dni. Gdyby nie zamontowane w ubiegłym roku roletki w oknach oraz dwa wentylatory (nasz i Mamy) nie wiem jak dałabym radę funkcjonować.

W piątek pojechałam na onkologię na kontrolne badanie USG. Nie wykazało ono nic niepokojącego, ale dla pewności jeszcze w tym miesiącu trzeba będzie zrobić rezonans z kontrastem, gdyż zmianę w prawej piersi należy bacznie obserwować.

Ten tydzień mam wolny od wizyt lekarskich. Dopiero w sobotę, razem z Mężem, jedziemy prywatnie do rehabilitantki. W przyszły poniedziałek za to czeka mnie ostatni już zastrzyk Herceptyny i badania krwi.

Póki co, przez najbliższe pięć dni, mogę sobie pozwolić na siedzenie w domu. Jedynie po zachodzie słońca wychodzę z Rudzielcem na nie za długi spacer, bo zarówno Psiak, jak i ja słabo znosimy takie temperatury - w przeciwieństwie do zatrwianów podarowanych przez Dyrektora Wykonawczego.

piątek, 7 sierpnia 2020

3122. Pragnienia

We wtorek z kupna biletów nad morze nic nie wyszło, bo w systemie nie było możliwości rezerwacji na InterCity. Nic to - Mąż postanowił, że codziennie po pracy będzie jeździł rowerem na dworzec i sprawdzał czy to już.

Tymczasem, w środę rano, spontanicznie, wpadłam na pomysł podróży tylko Pendolino, bez udziału InterCity, ale żeby móc to zrealizować potrzebowaliśmy kogoś z samochodem, kto podwiezie nas około 60 km, gdyż Pendolino na naszej stacji nie staje.

Jeden telefon, jedno pytanie i wygląda na to, że znaleźliśmy tego, kogo szukaliśmy. Tak więc po tamtej rozmowie, Dyrektor Wykonawczy pojechał na dworzec i nabył trzy bilety - dla mnie (cena - PLN 62,37), dla siebie (cena - PLN 4,95) i dla Rudzielca (cena - PLN 15,20). Razem zapłacił PLN 82,52.

Śmiałam się, że Głosowi Rozsądku opłaca się być małżonkiem osoby niepełnosprawnej niezdolnej do samodzielnej egzystencji, bo dzięki temu jego podróż nad Bałtyk kosztuje niecałego piątaka.

Jeśli nic nie stanie nam na drodze w Pendolino spędzimy cztery godziny i dwadzieścia osiem minut, unikając przesiadki i kontaktu z ludźmi na peronie oraz w drugim pociągu. Zależy mi bowiem na tym, by jak najbardziej zminimalizować ryzyko zarażenia.

wtorek, 4 sierpnia 2020

3121. W głębi duszy

Od wczoraj wzięłam się za pisanie ostatniej już części swojej historii, która będzie dostępna na onkologii pod koniec września lub na początku października. Tak mnie to pochłonęło, że zapomniałam o wszystkim - jedynie głód, pragnienie oraz potrzeby fizjologiczne odciągają mnie od laptopa.

Sporo tego jest - od czasu po operacji w listopadzie 2019 do chwili obecnej. Plus zdjęcia. Ale - jak zawsze do tej pory - dam radę. Na razie skopiowałam cały tekst i wykasowałam to, co niepotrzebne. Zostało czterdzieści parę stron do streszczenia, żeby w finalnym efekcie mieć nie więcej niż osiem do dziesięciu do złamania.

Korzystam z przerwy od badań i wizyt, gdyż dopiero w piątek mam się pojawić na  kontrolnym USG piersi. Póki co urlopuję się w domu.

Dzisiaj wybieramy się z Mężem po bilety na pociąg nad morze - w przedsprzedaży można je kupić na miesiąc wcześniej. Trochę ryzykujemy, bo nie wiadomo jak się będzie przedstawiała sytuacja z pandemią, ale z pełną świadomością wchodzimy w to.

sobota, 1 sierpnia 2020

3120. Wydaje się

Mąż, ja i Psiak pojechaliśmy dziś rano autobusem do fizjoterapeutki. Głos Rozsądku na mobilizację tkanek miękkich, a ja na oklejenie taśmami. Za dwa tygodnie znowu się spotkamy, ale chyba już po raz ostatni, gdyż po pokazaniu nam zestawu ćwiczeń, cała reszta będzie należeć do nas i zależeć od nas.

Dyrektor Wykonawczy dokończył dzieła pompowania piłki, która jest naprawdę ogromna - większa niż na wczorajszym zdjęciu. Ledwo wcisnęłam ją między sofę, półkę z książkami a parapet okienny. Prawie na styk dajemy radę przenieść ją przez drzwi.

Po powrocie od rehabilitantki rozmawiałam z koleżanką z licealnej klasy, która bez problemu zgodziła się zawieźć mnie i Rudzielca na konsultację do weterynarza do innego miasta. Jego nazwisko od wczoraj padło już trzy razy - od trzech różnych osób. 

Zadzwoniłam więc do gabinetu doktora i umówiłam nas na 19. sierpnia. Miziak ma być dwanaście godzin na czczo, bo żeby wykonać RTG łapki trzeba go uśpić, a przedtem zrobić badania krwi. Cena za wizytę? Trzy razy taniej niż u miejscowego specjalisty, co do kompetencji którego zdania i opinie są bardzo podzielone.